Od rana termometry informowały, że nie do końca będzie to sielankowa wycieczka.
Wielu z niepokojem spoglądało w niebo. Nie widząc na nim żadnej
chmury.
Termometr wskazywał ok. 26 stopni Celsjusza,a była dopiero 11
rano.
W końcu w sporej większości to bieg na otwartej przestrzeni .
Można żartobliwie nazwać ten i poprzedni półmaraton „Sahara półmaraton”
wcale nie byłoby to puste hasło. Dla wielu był to czarny scenariusz -
wręcz dramat , który miał się ziścić przed metą a dokładnie od ulicy
źródlanej wbiegając i dalej kierując się na wiadukt w kierunku
stadionu .
Dla mnie nie ma co jednak walczyć za wszelką
cenę. Życie nie kończy się na jednym biegu.Umiejętność powiedzenia sobie
dość nie jest słabością a mądrością.
U mnie była walka z kontuzją kolana , mimo że obwiązałem bandażem elastycznym ,
odezwało się na 17 kilometrze z wtórującą potęgą skurczy w okolicach łydek.
Odpuściłem tempo i marzenia o dobrym wyniku na korzyść dobiegnięcia do mety.
Przed zawodami wspólne zdjęcia z bachusem i jego pannami
ze znajomymi
z siostrą
z pecmakerem który miał biec na 1:50
niestety nie udało się dotrzymać kroku pecemarkerowi na 1:50
i przybiegłem z czasem 2:01
oraz zdjęcia po zawodach
Zdjęcia które przejrzałem na rożnych portalach i załączyłem
same mówią za siebie .
Sami oceńcie czy to wygląda na zdrowy sport...........